Streszczenie
Autorem utworu jest Adam Mickiewicz. Jego pierwsza publikacja miała miejsce w 1823 r.
Utwór zaczyna się mottem z Szekspira:
“Są dziwy w niebie i na ziemi, o których
ani śniło się waszym filozofom.”
Późnym wieczorem w przycmentarnej kaplicy spotykają się mieszkańcy wsi w celu świętowania tzw. dziadów ku czci osób zmarłych. Prowadzącym obrzędy jest Guślarz, który karze zgromadzonym zgasić lampy i zasłonić okna, aby nie widać było poświaty księżyca. Wszyscy ustawiają się wokół trumny, po czym Guślarz zaczyna przywoływać dusze z czyśćca.
“Oto obchodzimy Dziady!
Zstępujcie w święty przybytek;
Jest jałmużna, są pacierze,
I jedzenie, i napitek.”
Owo jedzenie i picie było przygotowane dla zmarłych w celu przyniesienia ulgi duszom czyśćcowym. Chór złożony z wieśniaczek i wieśniaków woła:
“Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?”
Guślarz zaczyna przywoływać duchy lekkie. Bierze garść kądzieli, czyli pęk włókien do przędzenia i zapala go. Kądziel zabłysnęła i po krótkiej chwili spłonęła, tak jak owe lekkie duchy, którym nie dane było długo żyć na ziemi. Po chwili zebrani w kaplicy dostrzegają dwa małe aniołki – duchy Józia i Róży. Dzieci żalą się, że mimo iż mają wszystkiego pod dostatkiem to dręczy je nuda i trwoga. Guślarz pyta ich czego potrzebują, aby się dostać do nieba i oferuje im przygotowane słodkości i owoce. Aniołek odpowiada:
“Nic nam, nic nam nie potrzeba.
Zbytkiem słodyczy na ziemi
Jesteśmy nieszczęśliwemi.
Ach, ja w mojem życiu całem
Nic gorzkiego nie doznałem.
Pieszczoty, łakotki, swawole,
A co zrobię, wszystko caca.
Śpiewać, skakać, wybiec w pole,
Urwać kwiatków dla Rozalki,
Oto była moja praca,
A jej praca stroić lalki.
Przylatujemy na Dziady
Nie dla modłów i biesiady,
Niepotrzebna msza ofiarna;
Nie o pączki, mleczka, chrusty —
Prosim gorczycy dwa ziarna;
A ta usługa tak marna
Stanie za wszystkie odpusty.
Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według bożego rozkazu:
Kto nie doznał goryczy ni razu,
Ten nie dozna słodyczy w niebie.”
Guślarz wykonuje prośbę duchów i wręcza im dwa ziarna gorczycy, po czym odwołuje widma.
Nadchodzi północ, a więc czas wezwania najcięższych duchów. Guślarz rozkazuje zamknąć drzwi na kłódki oraz ustawić na środku kocioł z wódką. Starzec stojący na czele chóru wykonuje polecenia. Na znak Guślarza podpala kocioł z wódką, który szybko się wypala i gaśnie. Chór powtarza:
“Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?”
Z zewnątrz kaplicy dobiega głos zjawy. W końcu pojawia się w oknie przerażająca postać o świecących oczach i iskrach trzaskających wokół głowy. Zjawa mówi kim jest:
“Ja nieboszczyk pan wasz, dzieci!
Wszak to moja była wioska.
Dziś ledwo rok mija trzeci,
Jak mnie złożyliście w grobie.
Ach, zbyt ciężka ręka boska!
Jestem w złego ducha mocy,
Okropne cierpię męczarnie.”
Dalej widmo skarży się, że błąka się po ziemi, cierpi głód oraz że “szarpie go żarłoczne ptactwo”. Guślarz oferuje mu przygotowane jedzenie oraz pyta czego mu potrzeba, aby dostać się do nieba. Duch odpowiada, że nie chce iść do nieba. Chce jedynie, aby dusza potępiona (jak jego) mogła jak najszybciej opuścić ciało i iść do piekła. Woli być w piekle i cierpieć męczarnie niż tułać się po ziemi z innymi nieczystymi duszami, kiedy każdego dnia widzi jak niegdyś żył w przepychu, a teraz jest głodny i spragniony. Mówi, że dopóki ktoś go nie nakarmi i nie napoi nie będzie mógł opuścić ziemi. Duch byłego właściciela wsi prosi o wodę i dwa ziarna pszenicy.
Wtem odzywa się chór ptaków nocnych, które są jego dawnymi sługami, a on sprawił, że umarli z głodu. Kruk, który był niegdyś biedakiem i gdy był bardzo głodny zerwał kilka jabłek z pańskiego sadu. Gdy pan się o tym dowiedział ukarał go chłostą, której biedak nie przeżył. Następnie do głosu dochodzi Sowa, która niegdyś była wdową z małym dzieckiem. W mroźny dzień przyszła prosić pana o zapomogę, a ten odgonił ją od bramy. Kobieta wraz z dzieckiem zamarzła na drodze. Zjawa pana wie, że nic mu nie pomoże i mówi:
“Sprawiedliwe zrządzenia boże!
Bo kto nie był ni razu człowiekiem,
Temu człowiek nic nie pomoże.”
Człowiek ten miał na sumieniu zbyt ciężkie winy, aby mógł mu pomóc obrzęd Dziadów. W związku z tym Guślarz odgania zjawę.
Następnie przechodzi do wzywania dusz pośrednich – bierze wianek i zapala święcone zioła. Pojawia się postać dziewczyny w białej szacie i wiankiem na głowie.
“Na głowie ma kraśny wianek,
W ręku zielony badylek,
A przed nią bieży baranek,
A nad nią leci motylek.”
Zjawa dziewczyny próbuje pochwycić motylka, lecz ten za każdym razem jej umyka. Opowiada, że ma na imię Zosia i zmarła gdy miała dziewiętnaście lat. Była najpiękniejszą dziewczyną we wsi, lecz drwiła ze wszystkich adoratorów i z nikim się nie związała. Chłopiec imieniem Oleś chciał ją pocałować za parę gołąbków, lecz Zosia go wyśmiała. Odrzuciła również Józia, który chciał ofiarować jej wstążkę oraz Antosia ofiarującego miłość. Zosia wyznaje:
“Umarłam nie znając troski
Ani prawdziwego szczęścia”
Po śmierci nie może dostać się do nieba, ale jednocześnie nie może dotknąć nogami ziemi – cały czas unosi się w powietrzu. Czuje, że płonie w niej ogień i jest samotna. Jest zawieszona między niebem a ziemią. Zosia poucza zebranych:
“Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według Bożego rozkazu:
Kto nie dotknął ziemi ni razu,
Ten nigdy nie może być w niebie.”
Na pytanie Guślarza, czego potrzebuje, odpowiada, że nie chce jedzenia, lecz żeby młodzieńcy ją pochwycili i przyciągnęli do ziemi. Guślarz oznajmia wieśniakom, że jej prośba jest niewykonalna, gdyż nie da się pochwycić ducha. Ponadto dodaje on, że dziewczyna będzie musiała jeszcze przez dwa lata cierpieć samotność, po czym wejdzie do nieba. Potem zjawa znika.
Guślarz oznajmia koniec dziadów. Rzuca w każdy kąt kaplicy garście maku i soczewicy, aby zabłąkane dusze się posiliły. Rozkazuje otworzyć drzwi kaplicy i zapalić świece. Północ już dawno minęła. Słychać pianie koguta. Lecz nagle, ku zaskoczeniu zebranych, ukazuje się kolejna mara. Guślarz zwraca się do pasterki będącej w żałobie i pyta czy przypadkiem nie siedzi na grobie. Zapada się podłoga spod której powstaje blade widmo. Zjawa patrzy na pasterkę, z której serca, jak wstęga, wypływa krew. Guślarz pyta młodego ducha czego potrzebuje. Ten jednak nie odpowiada. Guślarz próbuje odpędzić zjawę:
“Gdy gardzisz mszą i pierogiem,
Idźże sobie z Panem Bogiem”
Duch stoi w miejscu. Guślarz próbuje użyć kropidła, lecz i to nie pomaga. Pyta więc wieśniaczkę, po kim jest ona w żałobie – przecież jej rodzina i mąż są zdrowi. Kobieta milczy i uśmiecha się. Guślarz zapala gromnicę, lecz duch nie odchodzi. Rozkazuje więc wziąć pasterkę pod ręce i wyprowadzić z kaplicy. Wszyscy opuszczają kaplicę, lecz duch podąża za nimi. Chór kończy słowami:
“Gdzie my z nią, on za nią wszędzie.
Co to będzie, co to będzie?”