Dziady cz. IV


Streszczenie

Autorem utworu jest Adam Mickiewicz. Opublikowany został w 1823 r.

Akcja rozgrywa się w domu greckokatolickiego księdza w dzień zaduszny między godziną 21 a północą. Ksiądz był wdowcem i mieszkał z dwójką swoich dzieci. Nie obowiązywał go celibat, gdyż był grekokatolikiem.

Na stole paliły się dwie świece. Na ścianie wisiał zegar, a przed obrazem Najświętszej Maryi Panny świeciła lampa.

Tuż po wieczerzy rodzina usiadła do modlitwy. Jako że był dzień zaduszny, ksiądz chciał, aby pomodlili się za dusze w czyśćcu cierpiące. Gdy tylko zaczęli, ktoś zapukał do drzwi. Po chwili w środku pojawił się dziwacznie ubrany pustelnik. Dzieci w przerażeniu zaczęły krzyczeć: “trup, trup!” na co przybysz zgodził się i powiedział, że jest “umarły dla świata”. Ksiądz nie wierzył jednak w zjawy i myślał, że rozmawia z człowiekiem.

Kapłan odniósł wrażenie, że zna tego człowieka, że już go kiedyś widział. Pustelnik odparł, że to prawda, gdyż był tutaj trzy lata wcześniej, jeszcze zanim umarł. Nie wyjawił jednak swego nazwiska. Zaczął mówić o tym jak dobrze jest wieść spokojne życie, będąc wolnym od nieszczęśliwej miłości.

“Błogosławione życie w małym, własnym domu!
Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy,
I noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.”

Ksiądz nie bardzo rozumiał co przybysz miał na myśli. Zaproponował mu ogrzanie się przy kominku. Zjawa jednak odparła, że nie ma takiej potrzeby, gdyż w jego duszy goreje żar, którego nic nie jest w stanie zgasić.

“Z piersi moich para bucha,
Ogień płonie!
Stopiłby kruszce i głazy,
Gorszy niż ten tysiąc razy.”

Kapłan nadal go nie rozumiał i powiedział:

“Ja swoje, a on swoje; – nie widzi, nie słucha.”

Pustelnik spytał księdza, czy zna drogę do śmierci. Nie chciał bowiem dalej błąkać się po świecie. Kapłan niczego nie rozumiejąc zaproponował strawę i odszedł na chwilę. W tym czasie do zjawy doskoczyły dzieci i zaczęły się śmiać z jego niechlujnego wyglądu przypominającego stracha na wróble. Miał poprzecierane ubranie zszyte z różnych kawałków materiału. We włosach miał liście i trawę.

Na to Pustelnik zerwał się i przestrzegł Dzieci, aby nie śmiały się z innych. Wspomniał jak niegdyś cała wieś wyśmiewała się z ubioru pewnej ubogiej dziewczyny. 

“Ja się raz tylko, raz tylko zaśmiałem!
Kto wie, jeśli nie za to?… słuszne sądy Boże!”

Ksiądz doniósł jedzenie i wino. Wybiła godzina dziewiąta, czyli godzina miłości. Zjawa zaczęła oglądać książki na półce i dostrzegła “Nową Heloizę” Rousseau oraz “Cierpienia młodego Wertera” Goethe’go. Książki te uformowały jego wyobrażenie o miłości. Pustelnik rzucił książkę na ziemię i powiedział:

“Ach, te to, książki zbójeckie!
Młodości mojej niebo i tortury!
One zwichnęły osadę mych skrzydeł
I wyłamały do góry,
Że już nie mogłem nad dół skręcić lotu.”

To przez ich lekturę Pustelnik zaczął szukać idealnej miłości i boskiej kochanki. Żył w sferze marzeń i fantazji, w oderwaniu od realnego świata. Zakochał się w pewnej dziewczynie, lecz ona nie odwzajemniła jego uczucia, co uczyniło go bardzo nieszczęśliwym. Kapłan zauważył to i powiedział:

“Zdrów na twarzy, lecz w sercu głębokie ma rany.”

Zjawa zaczęła mówić od rzeczy. Stwierdziła, że ma towarzysza podróży i że zaraz go przyprowadzi po czym przyniosła gałąź jodły i twierdziła, że to jego przyjaciel. Dalej Pustelnik nazwał gałąź cyprysem i zaczął go traktować jak pamiątkę po rozstaniu z ukochaną. Swój wywód skończył słowami:

“Wiele cierpię! ach! bo też wielkie moje grzechy!”

Następnie Pustelnik wyraził nadzieję, że mimo iż nie był z ukochaną za życia, będzie mógł z nią być po śmierci. Ksiądz również próbował go pocieszyć słowami:

“Jeżeli Pan Bóg złączył, ludzie nie rozłączą!
Może się troski wasze pomyślnie zakończą.”

Wtedy zjawa pustelnika wspomniała moment rozstania z ukochaną, gdy przy świetle księżyca spotkał ją w ogrodzie. Oznajmił jej wtedy, że następnego dnia wyjeżdża. Dziewczyna odparła: “Bądź zdrów”, po czym cichutko dodała: “Zapomnij”.

Pustelnik stwierdził, że Ksiądz go nie rozumie. Ten jednak odparł, że doskonale wie co go boli, lecz żeby nie zapominał, że tysiące ludzi cierpi bardziej niż on, np. po śmierci bliskich im osób. On sam pogrzebał już swoich rodziców, dwójkę dzieci i ukochaną żonę. Wspomnienie o tym bardzo go dotknęło. Pustelnik na to:

PUSTELNIK

Słuchaj! przyjmij pociechę, małżonku strapiony,
Żona twoja przed śmiercią już była umarłą!

KSIĄDZ

Jak to?

PUSTELNIK

(mocniej)
Gdy na dziewczynę zawołają: żono!
Już ją żywcem pogrzebiono!
Wyrzeka się przyjaciół, ojca, matki, brata,
Nawet… słowem, całego wyrzeka się świata,
Skoro stanęła na cudzym progu!

Następnie Pustelnik wyjaśnia jakie są trzy rodzaje śmierci: pierwsza to śmierć pospolita (ze starości lub choroby); druga to śmierć powolna, bolesna i długa (rozstanie kochanków); trzecia zaś to śmierć wieczna jaką jest potępienie za grzechy.

PUSTELNIK

Jeszcze rodzaj śmierci trzeci:
Śmierć wieczna, jak Pismo mówi.
Biada, biada człowiekowi,
Którego ta śmierć zabierze!
Tą śmiercią może ja umrę, dzieci;
Ciężkie, ciężkie moje grzechy!

Ksiądz stwierdził, że nie powinien się on skupiać na sobie, bo nie po to Bóg go stworzył. Powinien zważyć na ogrom świata i pracować dla dobra bliźnich. Pustelnika zdziwiły te nauki, gdyż jak stwierdził, to samo mówiła mu ukochana w momencie rozstania. Ponadto zdziwiły go racjonalne wywody księdza. Stwierdził, że mówi jak ci, którzy wszystko chcieliby zmierzyć cyrklem, a tacy nigdy nie zrozumieją ludzi wrażliwych jak on.

Pustelnik zaczął zachowywać się jak obłąkany. Sugerował księdzu, że tak dużo wie, bo pewnie go kiedyś podsłuchał, lub nawet spowiadał. W swym obłąkaniu opowiedział, że niegdyś, gdy w rozpaczy szlochał na łące, podsłuchał go robaczek świętojański i chciał go pocieszyć. Mówił do niego:

„Biedny człowieku, po co to jęczenie?
Ej, dosyć rozpaczą grzeszyć!
Kto temu winien, że piękna dziewczyna,
Żeś czuły? nie twoja wina.”

Ta opowieść największe wrażenie zrobiła na dzieciach, które nie mogły uwierzyć, że robaczek mówił ludzkim głosem. Pustelnik odparł, że nie ma w tym nic dziwnego. Kazał dziecku nachylić się pod kantorek i nasłuchiwać kołatania małego robaczka. Rzeczywiście dziecko usłyszało. Pustelnik oznajmił, że robaczek ten był niegdyś wielkim lichwiarzem i skąpcem. Nikomu, nawet największemu biedakowi, nie pomagał. Za to po śmierci musiał odpokutować swe winy i został zamknięty jako robaczek w kantorku, w którym niegdyś trzymał pieniądze. 

Wtedy nadszedł ksiądz ze szklanką wody.

KSIĄDZ

„Mój bracie, weź wody w dłonie
I zmyj trochę twoje czoło,
Może ten zapał gwałtowny ochłonie.”

Przybysz tak też uczynił, gdy nagle zegar zaczął wybijać godzinę dziesiątą, która oznaczała godzinę rozpoczy. Z podwórza słychać było pianie koguta. Na stoliku zgasła jedna ze świec.

Pustelnik jakby zaczął mówić przytomniej. Rozglądał się po chacie i zastanawiał gdzie jest. W końcu odparł, że poznaje i chatę, i dzieci i samego Księdza. Ten zmieszał się, po czym po chwili też go poznał i wykrzyczał imię Gustaw. Był on bowiem uczniem księdza a traktował go jak własnego syna. Obaj uścisnęli się. Kapłan zaczął go wypytywać co się z nim stało przed laty, gdzie się podział, dlaczego się nie odezwał. I dlaczego tak źle wygląda. Był jego najlepszym uczniem, budzącym największe nadzieje. 

Gustaw z gniewem wygłosił swe pretensje:

“Przeklinać twe nauki, (…)
Ty mnie zabiłeś! – ty mnie nauczyłeś czytać!”

Wybaczył mu jednak ze względu na jego niemal ojcowską miłość. Następnie Gustaw opowiedział, jak odwiedził swój dom rodzinny, którego nie mógł poznać, gdyż był opuszczony i zrujnowany. Nijak nie przypominał miejsca, w którym niegdyś beztrosko się bawił, czytał lektury i był szczęśliwy. Dalej przeszedł do wspomnień z domu Księdza, w którym prowadził szkołę. To tu mały Gustaw nauczył się czytać. Rozmarzył się o tym jak niegdyś bawił się z innymi uczniami, spacerował po pięknej okolicy i oddawał się lekturze. Był szczęśliwy do czasu, aż spotkał “ją”. Nieogarnięte uczucie całkowicie nim zawładnęło.

“Ach, odtąd dla niej tylko, o niej, przez nią, za nią!”

Dziewczyna jednak nie odwzajemniała jego uczucia co przyniosło mu prawdziwy ból. Wspomniał jak powrócił z dalekiej podróży i od razu ruszył w miejsca, gdzie spotykał się z ukochaną. Nocą przechadzał się po ogrodzie i mimo upływu czasu jego serce biło z tą samą namiętnością. Zaintrygowały go jednak hałasy i bask dolatujące z pobliskiego pałacu. Udał się tam zobaczyć co się dzieje. Była to najgorsza chwila w jego życiu. Było to wesele jego ukochanej. 

“Wściekłość mię oślepiła, poparłem ramiona,
Chciałem szyby rozsadzić… i bez duszy padłem…”

Tak przeleżał w trawie całą noc. Ocknął się gdy słońce zaczęło ukazywać się na horyzoncie. Wokół była cisza, wesele już się skończyło. Jego słowa sugerują, że chwilę po tym popełnił samobójstwo.

“Ach, ta chwila jak piorun, a jak wieczność długa!
Na strasznym chyba sądzie taka będzie druga!
Wtem anioł śmierci wywiódł z rajskiego ogrodu!”

Ksiądz starał się pocieszyć Gustawa. Mówił, że widocznie tak miało być, że taka była wola Boga. Gustaw jednak nie zgodził się z nim. 

“O nie! nas Bóg urządził ku wspólnemu życiu”

Gustaw stwierdził, że byli dla siebie stworzeni, a ona zerwała węzły jakimi rzekomo związał ich Bóg. Następnie zaczął oskarżać dziewczynę.

“Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!…
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!
I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta!”

Złość na ukochaną mieszała się w nim z podziwem i miłością. Był rozdarty i bliski szaleństwa. W końcu nie wytrzymał, wyjął sztylet i wbił go sobie w pierś, tak jak niegdyś po weselu. 

Wtem zegar wybił godzinę jedenastą. Kur zapiał. Druga świeca zgasła. Rozpoczęła się godzina przestrogi.

Ksiądz w przerażeniu próbował ratować Gustawa, nie rozumiał dlaczego to zrobił. Gustaw jednak nie krwawił, zachowywał się tak samo jak wcześniej. Był przecież zjawą a samobójstwo było jedynie symboliczne. Ksiądz nadal tego nie pojmował. Gustaw zaczął mu wypominać, że nie obchodzi on Dziadów. Kapłan na to:

“Ani słowa. Lecz Dziady, te północne schadzki
Po cerkwiach, pustkach lub ziemnych pieczarach,
Pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki,
Pospólstwo nasze w grubej utwierdza ciemnocie
Stąd dziwaczne powieści, zabobonów krocie
O nocnych duchach, upiorach i czarach.”

Ksiądz nie wierzył bowiem w duchy. Gustaw, aby wyprowadzić go z błędu, zagadnął zamkniętego w kantorku ducha lichwiarza. Gdy ten odezwał się i poprosił o trzy zdrowaśki, Kapłan osłupiał. W końcu zrozumiał co się dzieje i że Gustaw jest zjawą.

KSIĄDZ

„Mów, czego potrzebujesz… ach, to upiór! mara!”

Gustaw odparł, że niczego nie potrzebuje, gdyż są bardziej cierpiący od niego, za których to należy się modlić. To w pokucie dla nich, Gustaw zszedł na ziemię i w trzy godziny przeżył ponownie swe ziemskie męczarnie.

“Są inne, słuszniej godne litości istoty,
A między nimi twoi przyjaciele, ucznie,
Których ty wyobraźnią w górne pchnąłeś loty,
Których wrodzony ogień podniecałeś sztucznie.
Jaką, żyjąc, pokutę mieli za swe winy,
Oznajmiłem, wieczności przestąpiwszy progi:
Życie moje ścisnąłem w krótkie trzy godziny
I znowu wycierpiałem dla twojej przestrogi.
Im więc nieś ulgę prośbą i mszalną ofiarą;
Dla mnie oprócz wspomnienia nic więcej nie proszę.”

Dodał, że są też dusze za które nie warto się modlić – wskazał na duchy bezlitosnych cenzorów, nieczułych na ludzką biedę bogaczy i możnych.

Gustaw tuż przed końcem swej wizyty dodał:

“A dziś, nie wiem, nagrodę czy pokutę znoszę.
Bo kto na ziemi rajskie doznawał pieszczoty,
Kto znalazł drugą swojej połowę istoty,
Kto nad świeckiego życia wylatując krańce,
Duszą i sercem gubi się w kochance,
Jej tylko myślą myśli, jej oddycha tchnieniem,
Ten i po śmierci również własną bytność traci,
I przyczepiony do lubej postaci,
Jej tylko staje się cieniem.”

Zegar wybił północ, kur zapiał a lampa przed obrazem Maryi zgasła. Zjawa Gustawa zniknęła.