Streszczenie
Autorem powieści jest Franz Kafka. Pisarz rozpoczął nad nią pracę w 1914 r. Została wydana pośmiertnie, wbrew woli autora, przez jego przyjaciela Maksa Broda w 1925 r.
Rozdział I – Aresztowanie
Józef K. miał trzydzieści lat i pracował w banku jako starszy prokurent. Pewnego ranka obudzili go urzędnicy Willem i Franciszek, którzy oświadczyli, że jest on aresztowany. Odtąd mieli go pilnować aż do momentu udowodnienia mu winy. Józef poprosił o nakaz aresztowania, lecz mężczyźni go nie mieli. Główny bohater przypuszczał, że ktoś może robi mu kawał, gdyż tego dnia były jego urodziny.
Wiedział, że nie uczynił niczego za co mógłby zostać aresztowany. Józef K. mieszkał w pensjonacie pani Grubach. Od niedawna mieszkała tam również panna Burstner. Strażnicy skierowali do niej Józefa. W mieszkaniu kobiety było kilku mężczyzn, którzy przeglądali zdjęcia. Tak jak Józef byli oni pracownikami banku. Poinformowali oni, że termin przesłuchania zostanie mu wręczony później. Nie byli jednak w stanie wytłumaczyć o co został oskarżony.
Mimo rzekomego aresztowania, mógł swobodnie się poruszać po mieście. Udał się więc taksówką do pracy. Wziął ze sobą owych urzędników, którzy pracowali w tym samym banku. Po powrocie z pracy chciał spotkać się z panna Burstner, lecz jej nie zastał. Stenotypistka wróciła dopiero przed dwunastą i zaprosiła Józefa K. do siebie. Bankowiec przeprosił kobietę za zaistniałą rankiem sytuację i najście nieznajomych urzędników. Ponadto zaproponował kobiecie, aby reprezentowała go w trakcie procesu na co ta wyraziła zgodę.
Rozdział II – Pierwsze przesłuchanie
Józef K. został zaproszony przez zastępcę szefa banku na niedzielną przejażdżkę łodzią. Głównemu bohaterowi bardzo zależało na owej wycieczce, lecz pewnego dnia dostał telefon, że właśnie w niedzielę odbędzie się przesłuchanie w sądzie. Musiał więc zrezygnować z wycieczki i udać się na przesłuchanie. Najdziwniejsze jednak było to, że nie poinformowano go o której godzinie musiał się stawić, dlatego postanowił pojechać na 9 rano.
Sąd, nie wiedzieć czemu, znajdował się na przedmieściach, na ulicy Juliusza, gdzie mieściły się ubogie domy czynszowe. W ich oknach widać było mężczyzn palących papierosy, a gdzieniegdzie suszącą się pościel. Znalezienie sali przesłuchań też nie było takie łatwe, gdyż nie było żadnych znaków i wyglądało na to, że wszędzie są mieszkania.Józef wymyślił więc, że będzie pytał o niejakiego stolarza Lanza – nazwisko to nasunęło mu się stąd, że tak nazywał się siostrzeniec pani Grubach.
Sprawdzając każde mieszkanie od pierwszego piętra począwszy dotarł w końcu do sali przesłuchań, która znajdowała się na piątym piętrze. Tam młoda praczka zaprowadziła go do pokoju, gdzie znajdowali się ludzie w czarnych surdutach. Gruby urzędnik siedzący na podium zganił Józefa za spóźnienie. Józef nawet się nie bronił, że przecież nie podano mu godziny spotkania.
Sędzie spytał naszego bohatera, czy jest on malarzem. Józef K. zaprzeczył i wygłosił przemowę o absurdalności i fikcji postępowania przeciw niemu. Podejrzewał, że odpowiedzialność za nią ponosi jakaś organizacja, która dzięki swym działaniom wspierała państwową biurokrację, która dzięki temu miała co robić.
Krzyk praczki ciągniętej przez jakiegoś mężczyznę przerwał wypowiedź Józefa. Chciał on jej pomóc lecz w drodze stanął mu tłum ludzi w czarnych surdutach, pod którymi kryły się państwowe odznaczenia. Dla Józefa był to czytelny znak, że są oni szpiclami. Postanowił więc opuścić salę, lecz drzwi zagrodził mu sędzia, który stwierdził, że jego zachowanie źle wpłynie na śledztwo. Józef roześmiał się mu w twarz i wyszedł.
Rozdział III – W pustej sali posiedzeń
Cały kolejny tydzień Józef oczekiwał wezwania na kolejne przesłuchanie. Nie dostał go, więc sam, w niedzielę udał się do sądu. Tam przyjęła go praczka, która poinformowała, że sąd dziś nie pracuje. Następnie dodała, że wraz z mężem wynajmuje swoje mieszkanie sądowi na czas posiedzeń. Jej mąż był woźnym sądowym. Kobieta żaliła się, że musi znosić nagabywania sędziego oraz studenta Bertolda, którym wpadła w oko. W przeciwnym razie ona i jej mąż straciliby pracę.
Następnie praczka pokazała Józefowi księgi sądowe, które w rzeczywistości były bogato ilustrowanymi książkami pornograficznymi. Kobieta, jako że dobrze znała sędziego śledczego, zaoferowała Józefowi pomoc w procesie. Józef nie przyjął pomocy i poprosił o przekazanie informacji sędziemu, że nie zapłaci żadnej łapówki, a obroną zajmie się sam.
Nagle wszedł student Bertold i skinieniem palca wezwał praczkę. Józef, któremu kobieta się spodobała, udał się za nimi. Dotarł do pomieszczenia w którym znajdowała się grupa ludzi ubrana na czarno – byli to oskarżeni czekający na informacje o swych sprawach. Był tam również mąż praczki, który skarżył się, że nie może nic zrobić, aby zapobiec zdradzie małżeńskiej. Poprosił więc Józefa o pomoc. Józef jednak zasłabł i został wyniesiony na zewnątrz, gdzie mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy odzyskał siły oddalił się z tego przygnębiającego miejsca.
Rozdział IV – Przyjaciółka panny Burstner
Józef bezskutecznie próbował się skontaktować z panną Burstner. W Niedzielę panna Montag, która była nauczycielką języka francuskiego, przeprowadziła się do pokoju panny Burstner. Służąca przekazała Józefowi wiadomość od panny Montag, żeby się spotkali w jadalni. Józef udał się więc na spotkanie, na którym kobieta poinformowała go, że panna Burstner nie życzy sobie kontaktów z nim, bo uważa je za zbyteczne. Następnie wpadł kapitan Lanz, który przywitał się z panną Montag. Józef wyszedł z jadalni lecz mimo to postanowił zajrzeć do pokoju panny Burstner, lecz nikogo w środku nie było.
Rozdział V – Siepacz
Pewnego dnia Józef wychodząc z pracy usłyszał hałas w rupieciarni. Postanowił sprawdzić co się dzieje. Było tam dwóch strażników – Franciszek i Willem, którzy niegdyś byli w jego mieszkaniu podczas aresztowania. Oczekiwali na karę chłosty za to, że podczas aresztowania chcieli zabrać Józefowi ubrania o czym ten poinformował sędziego śledczego podczas przesłuchania.
Józefowi było żal tych mężczyzn i chciał nawet wziąć karę na siebie a mężczyźnie który miał wykonać karę zaoferował pieniądze. Strażnik nie zgodził się, gdyż bał się, że Józef o tym doniesie i sam zostanie ukarany.
Franciszek strasznie bał się kary i próbował zrzucić winę na kolegę. Mimo to został wychłostany tak, że aż stracił przytomność. Widok ten poruszył Józefa, który opuścił pomieszczenie i udał się do domu. Po drodze postanowił, że na najbliższym posiedzeniu poruszy kwestię ukarania prawdziwych winnych, którymi według niego byli wysocy urzędnicy, a nie Franciszek i Willem. Józef uznał też, że gdyby Franciszek nie krzyczał, to udałoby mu się przekupić siepacza, aby nie wymierzał kary. Józef uznał, że takich skorumpowanych urzędników można pokonać przekupstwem.
Kolejnego dnia Józef ponownie zajrzał do rupieciarni, gdzie ku jego zaskoczeniu odbywała się taka sama scena jak poprzedniego dnia. Przestraszony zamknął za sobą drzwi i poprosił woźnych o sprzątnięcie pomieszczenia.
Rozdział VI – Leni
Józef miał wuja, który niegdyś się nim opiekował. Nazywał go „upiorem z prowincji”. Ów wuj Karol pewnego dnia odwiedził go w pracy, gdyż dowiedział się o procesie od swojej córki Elzy,, pracującej w stolicy. Był zmartwiony, że cała rodzina zostanie wmieszana w proces. Dlatego też postanowił pomóc Józefowi i zaprowadził go do swojego przyjaciela ze szkolnej ławki, pana Hulda, który był adwokatem słynącym z obrony ubogich. Mieszkał on w tej samej dzielnicy, w której był sąd. Leżał w łóżku, gdyż miał problemy z sercem. Opiekowała się nim pielęgniarka Leni.
W pokoju znajdował się też mężczyzna, który był dyrektorem kancelarii sądowych. Józef nie uczestniczył w rozmowie i był znudzony. Na dźwięk rozbitego szkła w pokoju obok, wyszedł sprawdzić co się stało. Okazało się, że Leni rzuciła talerzem o ścianę, aby wywołać K. Kobieta zaoferowała mu pomoc w procesie oraz wręczyła mu klucze do mieszkania. Józef wyszedł z domu adwokata i spotkał przy samochodzie swego wuja, który wypomniał mu, że bardziej interesuje go rozmowa z Leni niż własny proces.
Rozdział VII – Adwokat. Fabrykant. Malarz.
Proces się przeciągał bez żadnych postępów aż nadeszła zima. Huld przygotowywał wówczas pierwszy wniosek, który miał popchnąć sprawę do przodu. Wniosek ten jednak nie spodobał się Józefowi, gdyż więcej w nim było przechwałek na temat osiągnięć Hulda oraz jego poglądów na zasady rządzące sądownictwem. Bohater postanowił więc samemu przygotować wniosek. Nie znał jednak treści oskarżenia i miał problem z napisaniem wniosku.
Znużenie ciągnącym się procesem negatywnie wpłynęło na jakość jego pracy w banku, co wykorzystał rywalizujący z nim wicedyrektor. Pewnego dnia Józef nie dogadał się fabrykantem, więc wicedyrektor zaprosił go do siebie i sfinalizował kontrakt z nowym klientem. Następnie ów fabrykant udał się do biura Józefa i przyznał, że wie o jego procesie od malarza sądowego Titorellego. Józef był zaskoczony i przyjął list polecający do Titorellego.
Józef odprawił jeszcze trzech innych petentów, których przyjął później wicedyrektor. K bał się rosnącej pozycji wicedyrektora, lecz nie mógł nic poradzić na to, że jego myśli zaprzątała sprawa sądowa.
K. udał się więc do malarza sądowego i wręczył mu list polecający od fabrykanta. Titorelli obiecał pomóc i oznajmił, że widzi trzy sposoby jego uwolnienia: prawidłowy, pozorny oraz przewleczony. Wyjaśnił mu sposoby działania sądów, absurdy i paradoksy nimi rządzące. Dodał też, że niewinni nie potrzebują pomocy oraz, że rzadko się zdarza, że zostają oni pozostawieni bez kary. Malarz wspomniał, że nigdy nie spotkał się z jawnymi wyrokami sądowymi, choć legendy mówiły, że takowe się zdarzały.
Pozorne uwolnienie polegałoby na spisaniu oświadczenia, iż Józef jest niewinny i załatwienia pod nim podpisów sędziów. Niestety takie oświadczenie byłoby tylko czasowe i Józef w przyszłości zostałby ponownie aresztowany.
Rozwiązanie przewleczone utrzymałoby postępowanie na aktualnym etapie lecz oskarżony i protektor musieliby być w stałym kontakcie z sądem. K. nie zdecydował się na żadne z tych rozwiązań, gdyż co prawda nie prowadziły one do jego skazania, ale też nie pomagały w uniewinnieniu.
Józef wychodząc przez drzwi znajdujące się za łóżkiem malarza, otrzymał jeszcze kilka obrazów z takim samym pejzażem. Następnie bohater udał się dorożką do banku.
Rozdział VIII – Kupiec Block. K. wypowiada adwokatowi.
Józef, niezadowolony z braku postępów, postanowił odebrać Huldowi pełnomocnictwo w sprawie prowadzenia jego sprawy. Gdy do niego dojechał, drzwi otworzył mu kupiec Block, który był wieloletnim klientem adwokata. Był to chudy i niski mężczyzna z długą brodą. Obaj udali się do kuchni, gdzie Leni właśnie przygotowywała obiad dla Hulda. Z rozmowy wynikało, że Huld prowadził sprawę Blocka od pięciu lat. Mimo to kupiec zatrudnił też innych adwokatów, aby mieć lepszą kontrolę nad swoją sprawą. Mimo, iż proces trwał już 5 lat, wcale nie posunął się do przodu.
Józef wyjawił, iż chce zakończyć współpracę z Huldem. Słysząc to Leni i Block nie chcieli dopuścić go do adwokata. Mimo to K. zdołał wejść do jego sypialni, gdzie został niemiło powitany. Był zdziwiony decyzją swego klienta, jednak Józef był nieustępliwy, gdyż proces pochłaniał całą jego uwagę i przez to nie mógł normalnie żyć. Huld nie poddawał się jednak i chciał udowodnić utraconemu właśnie klientowi, że był przez niego dobrze traktowany.
Wezwał więc Blocka, którego następnie całkowicie ignorował. Kupiec chciał na siebie zwrócić jego uwagę, więc zaczął się czołgać i całować adwokata po rękach. Józefa zdegustowało zachowanie mężczyzny.
Huld cenił sobie Blocka, gdyż był gorliwym oskarżonym, co korzystnie działało na jego opinię u sędziów.
Rozdział IX – W katedrze
Większość obowiązków Józefa w banku przechodziło w ręce wicedyrektora. Pozycja K. w pracy spadła. Wicedyrektor zaczął nawet wyznaczać Józefowi obowiązki. Pewnego dnia został wyznaczony do pokazania pewnemu włoskiemu klientowi zabytki w mieście. Byli umówieni w katedrze na godzinę dziesiątą. Przed spotkaniem K. powtórzył podstawowe włoskie zwroty. Mimo przeziębienia pojawił się punktualnie na miejscu.
Czekając na klienta przechadzał się po katedrze. Przy ambonie zauważył, że obserwuje go kościelny. Poszedł więc za nim aż do małej ambony, w której zobaczył księdza. Ten widząc przybysza, wyszedł na ambonę i zwrócił się do niego. Był to kapłan więzienny. Poinformował bohatera, że jego sprawa źle wygląda i prawdopodobnie nie skończy się pomyślnie. Sąd bowiem uważał go za winnego.
Józef poprosił kapłana, aby zszedł do niego. Ten jednak opowiedział przypowieść o chłopie, który całe życie pragnął się dostać do budynku sądu. Wejścia do niego bronił jednak odźwierny. Dopiero przed śmiercią dowiedział się, że owe drzwi były przeznaczone tylko i wyłącznie dla niego, tak samo jak ów odźwierny. Przypowieść ta miała uświadomić Józefowi, że przed przeznaczeniem nie ma ucieczki. Na pożegnanie K. usłyszał od kapłana, że on również należy do sądu.
Rozdział X – Koniec
Wieczorem w przeddzień trzydziestych pierwszych urodzin Józefa, w jego mieszkaniu pojawiło się dwóch mężczyzn ubranych na czarno. K. zapytał ich z jakiego teatru przybyli, gdyż myślał, że to aktorzy. Ci jednak pochwycili go za ręce i wyprowadzili z pensjonatu. Józef próbował stawiać opór, lecz oprawcy byli silniejsi. Gdy spostrzegł przechodzącą nieopodal pannę Burstner, przestał stawiać opór, aby wyglądać z godnością. W trakcie marszu strażnicy milczeli. Gdy przechodzili obok policjanta, Józef nie poprosił go o pomoc.
Tak dotarli do kamieniołomu za miastem. Rozebrali Józefa i przygotowali go do egzekucji. Bohater był świadom co się dzieje, lecz mimo to był zadowolony ze swojej postawy. Następnie strażnicy tak go usadzili, że znad wielkiego głazu wystawała tylko jego głowa. Jeden ze strażników wyjął nóż.
Nagle w budynku obok kamieniołomu otworzyło się okno i pojawił się w nim jakiś człowiek. Józef ciekaw był co to za osoba i czy mu współczuje. Bohater nie chciał umrzeć, lecz wiedział, że nie wygra z przeznaczeniem. Nie znał przyczyny swej egzekucji. Nie wiedział kto go oskarżył i dlaczego się nie ujawnił. Jeden strażnik chwycił Józefa za gardło, a drugi wbił mu nóż w serce. Jego ostatnią myślą było to, że umiera jak pies.