Streszczenie
Autorem opowiadania jest Tadeusz Borowski. Zostało ono wydane w tomiku z innymi opowiadaniami w 1947 r.
Narratorem i bohaterem opowiadania jest Tadeusz, który przebywał w obozie koncentracyjnym.
Był ogromny upał i więźniowie chodzili nago. Niektórzy siedzieli pod ścianami, leżakowali, snuli się bez celu. Jak to w upale, godziny płynęły im wolno. Tadeusz wspomina, że akurat trwał proces odwszawiania ubrań i sienników, dlatego spano na gołych deskach. Do usuwania robactwa Niemcy używali cyklonu B, tego samego środka, którym zagazowywano ludzi.
Tadeusz rozmawiał wraz z towarzyszami, Henrim i Marsylczykiem, którego imienia nie znał.
Jadł chleb, który dostał w paczce od rodziny z Warszawy. Razem zastanawiali się czy będą jeszcze dostawy ludzi. Marsylczyk powiedział, że muszą być, bo inaczej by poumierali z głodu. Jedzą przecież to, co znajdą w paczkach na rampie. Pracowali oni w komandzie zwanym Kanadą, które zajmowało się nowoprzybyłymi transportami więźniów.
Paczki od rodzin dostawali bowiem jedynie Polacy, i to nie wszyscy.
Ich rozmowę przerwało nadejście blokowego, który wrzaskiem wzywał Kanadę, gdyż nadjeżdżał kolejny transport więźniów. Zrobiło się zamieszanie. Henri i Marsylczyk zerwali się z miejsc i ruszyli na plac. Zaproponowali Tadeuszowi, aby do nich dołączył, gdyż brakowało ludzi do pracy. Tadeusz zgodził się.
Nadjechał pociąg wypełniony po brzegi skrajnie wyczerpanymi więźniami. Był to transport z Sosnowca i Będzina. Wysiadający więźniowie byli zdezorientowani, pytali komando co się z nimi stanie. Nikt nie miał jednak odwagi powiedzieć im, że czeka ich śmierć. Rozpoczęła się selekcja. Młodzi i zdrowi trafiali do obozu, gdyż byli potrzebni do pracy. Starych i schorowanych wysyłano prosto do komór gazowych.
Tadeusz wraz z towarzyszami dostali rozkaz wyczyszczenia wagonu. Gdy wsiedli do środka zobaczyli w narożnikach zaduszone niemowlęta. Przeczesywali pozostawione w środku bagaże. Cenniejsze rzeczy zabierali SS-mani. Alkohol zabierali więźniowie. Ubrania, walizki i pozostałe rzeczy zostały załadowane na ciężarówki.
Nastała krótka przerwa, po której pojawiły się kolejne wagony z więźniami. W ogromnym zamieszaniu członkowie komanda przestali nad sobą panować i wyrywali nowoprzybyłym walizki i przeganiali ich dalej.
Tadeusz zobaczył młodą kobietę uciekającą przed swym dzieckiem. Kobieta chciała przeżyć i dostać się do obozu pracy. Kobiety z dziećmi trafiały bowiem do gazu. Ludzie krzyczeli na nią, aby zabrała dziecko. Ona twierdziła, że to nie jej. W końcu dopadł ją wściekły Andrej, marynarz z Sewastopola. Chwycił ją za gardło i wrzucił wraz z dzieckiem do ciężarówki, która wywiozła ich do komory gazowej.
Inna dziewczyna zapytała Tadeusza dokąd wysyłają ich transport. Tadeusz nie odpowiedział. Dziewczyna domyśliła się, że to koniec i odważnie sama wsiadła do auta.
Komando ponownie przystąpiło do oczyszczania wagonów. Usunięto zwłoki oraz bagaże. Wszędzie rozlegały się krzyki rozdzielanych rodzin. Transportów nie było końca i praca trwała nawet w nocy. Tadeusz widział z okna pewnego wagonu wypadła mała dziewczynka. Dostała obłędu, chodziła w koło i wymachiwała rękoma, co tak zdenerwowało SS-mana, że ten zaczął ją kopać a potem ją zastrzelił.
W jednym z wagonów więcej było trupów niż żywych. Tadeusz przystąpił do oczyszczania i chwycił umarłego za rękę. Gdy poczuł jak umarła ręka uścisnęła go coś w nim pękło i wybiegł z krzykiem. Schował się pod wagonem i marzył o powrocie do obozu. W końcu nadszedł koniec pracy, a komando mogło powrócić z łupami do swoich baraków. Transport okazał się dobry i bogaty. Więźniowie będą żyć z łupów, przez najbliższych kilka dni. Tymczasem z krematoriów ciągnęły słupy dymu.